Pole golfowe

Nie wiem czy to jest sezon na golf, ale w każdym bądź razie przyciągnął go tu dziadek by móc pogadać o męskich sprawach. Dziadek łiliama chciał go wychować n\po swojemu na dżentelmena. William znikając na chwilę z pola widzenia poczciwego dziadka Frederica schował się w krzach by móc zapalić skręta.

Delic przechodziła tędy niosąc do budynku nieopodal kilka piłeczek golfowych, gdyż granie w golfa na zewnątrz o tej porze roku przy takiej temperaturze, chyba nie było zbyt miłe. Pech chciał, że jedna z wyżej wymienionych piłek wpadła jej w krzaki.

I Wiliam dostał nią po głowie.
- Cholera jasna co za idiota... - krzyknął pocierając czubek głowy aż biedak zakrztusił się dymem. Miał nadzieję, że nikt go tu nie znajdzie.

Stanęła nad nim, przekrzywiając głowę w prawo. Nie miała zamiaru go przepraszać, bo stwierdziła, że nic mu nie jest. A to, że zakrztusił się dymem to wyłącznie jego wina, bo pali w takim miejscu. Jeśli miał nadzieję, że nie słyszała tego co powiedział, to niestety słyszała xd.

A wręcz przeciwnie. Miał ogromną nadzieję, że to słyszała. Odwrócił się gwałtownie ku niej i spojrzał na nią złowrogo.
- Oszalałaś dziewczyna? CHcesz komuś zrobić krzywdę?!- warknął odrzucając jej piłeczkę, ale wziął za duży zamach i przerzucił ją. Co mogło wyglądać komicznie dla innych graczy, bo od kiedy to piłeczki same wyskakują zza krzaków?!

- Tak, tobie- powiedziała z dużym spokojem, chociaż była wybuchowa, ale nie w takich sytuacjach. Poza tym nie lubiła, kiedy ktoś na nią krzyczał, zwykle wtedy wybuchała płaczem od którego na razie się powstrzymywała, chociaż nawet bardzo nie musiała się starać.

- Jesteś chora -podszedł do niej wspinając się na tą mała skarpę. Zaciągnął się z ulgą skrętem -swoim lekiem na całe zło- i wypuścil dym prosto w jej twarz. On zazwyczaj nie należał do najmilszych facetów. Był sympatyczny wtedy gdy chciał kogoś przlecieć. Ale teraz zimno nie wpływało w ten sposób na jego penisa.

- I ty również. Normalny człowiek nie siedzi w krzakach i nie pali skręta. No chyba, że jest tchórzem- powiedziała pewna swojego starając się odgonić dłonią dym, bo w końcu była w trakcie pozbywania się swoich nałogów, a to wcale jej nie ułatwiało rzucenia ich.

Wypiął pierś, bo słowo "tchórz" nieprzyjemnie zabrzęczało w jego uszach.
- Po prostu.... Tu jest lepszy przewiew powietrza - mruknął tupiąc nogą. zawsze tupal jak sie denerwowal ale czyt. byl zły a nie zazenowany. Chociaz zazenowany tez byl, ale tylko troche. - Zresztą TO NIE TWOJ INTERES> - powiedzial wyniosle

- Lepszy przewiew powietrza, też mi coś- zaczęła chichotać zakrywając usta dłonią. Nie mogła przestać się śmiać, a może po prostu nie chciała. - Niezła wymówka- stwierdziła starając się uspokoić i zakłądając kosmyk włosów za ucho.

Przez chwilę łili pomyślał, że gdyby nie była dziewczyną to pewnie by jej przylał. Uśmiechnął się tylko krzywo zaciągając się chyba trochę za mocno, bo znów się zakrztusił, ale to wszystko przez D. która go stresowała.
- Nie powinnaś grać i przymilać się teraz to obleśnych kumpli swojego ojca. Wiesz... Okazja do znalezienia zamożnego męża nie zdaża się czesto

- Muszę cię zmartwić, ale nie przyszłam tutaj z ojcem, ani ze szczerbatym dziadkiem i nie mam zamiaru przymilać się do podstarzałych idiotów. Młodych z resztą też nie- odpowiedziała sztucznie się uśmiechając. Przyszła tu dla własnej przyjemności, gdyż gra w golfa nie była jej mocną stroną, jeszcze nie.

Pokiwał głową z uznaniem - W takim razie czemu tu jeszcze stoisz i zawracasz mi głowę? - zapytał mijając ją rzucając niedopałek w krzaki i idąc przed siebie. Chociaż jej towarzystwo było irytujące to i tak lepsze niż towarzystwo jego dziadka i jego kumpli z klubu seniorów.

Przytkało ją trochę, bo w zasadzie sama nie wiedziała. Może po prostu lubiła grać ludziom na nerwach. - Nie wiem, ale tak się składa że idziesz w moją stronę. Więc albo szybko uciekniesz, zmienisz drogę albo jakimś cudem zniesiemy swoje towarzystwo- odparła idąc za nim.

machnął dłonią na znak, że łotewa niech idzie za nim jak żony arabów czyli kilka metrów za mężem aby pokazać kto tu rządzi. Pomyślał, że śmiesznie by wyglądała jako jego ogon ubrany na czarno. Byłoby widać jej tylko oczi i mnie by paplała zważając na to, że materiał plątałby się w jej ustach. Nie wytrzymał. Roześmiał się jak ostatni pajac.

- A tobie co?- zapytała patrząc na niego ze zdziwieniem, nawet przyspieszyła żeby za nim nie iść. W każdym razie uśmiechnęła się, bo kiedy słyszy gdy ktoś się śmieje to i jej się udziela.

- Wyobraziłem sobie Ciebie jako żone araba. - powiedział ni z gruszki ni z pietruszki i po drodze zbarał swój worek na kije.

- Żonę araba...- wykrzywiła usta, bo gdyby wiedziała z czego się śmieje, a raczej z kogo to z pewnością na jej twarzy nie pojawiłby się uśmiech. Pomyślała, że zapewne on ma dziwne poczucie humoru.

- Uśmiechnij się mała. Życie jest piękne. Nie widzisz tego? - zapytał wymachując dłonią z kijem. Kiedy ją okrązal przyjrzal sie jej pupie i nabral ochoty na seks

- Tak się składa, że jakoś nie. Widocznie dla ciebie piękno oznacza zupełnie coś innego- stwierdziła idąc przed siebie z dłońmi w kieszeniach kurtki.

- Pewnie tak. Ah - westchnął idą teraz obok niej. - Jesteś piękną kobietą wiesz? - zapytał bedąc teraz fałszywie miłym czyli to oznacza tylko jedno

- Owszem, wiem. I muszę powiedzieć ci też, że kobieta taka jak ja wcale nie jest zainteresowana facetem takim jak ty- dodała z przesadnie słodkim uśmiechem wzruszając ramionami i zatrzymując się.

- Żałuj. Ja to najlepsze co Cię w życiu spotkało. Ale gdybyś zmieniła zdanie zadzwon - powiedział uchachany. To pewnie przez skreta. Dal jej swoja wizytowke, albo raczej wcisnal jej w jej worek z kijami i odszedl do seniorow

Nieco poirytowana stwierdziła, że straciła ochotę na grę, więc ruszyła w stronę miasta.